Ponura groteska
Zaczynam rozumieć dlaczego w starożytności nie przyjmowano aktorów do gmin chrześcijańskich, a w średniowieczu nie chowano ich na poświęconej ziemi. Widocznie doświadczenie tej profesji skutkowało podobnymi odczuciami, jakie ja sam zaczynam odczuwać. Otóż każdy zawód kształtuje tych, którzy go wykonują. Na przykład nauczyciele lubią pouczać, profesorowie uważają się za autorytety same w sobie, a wojskowi lubią wprowadzać dryl wszędzie gdzie się znajdują. To samo dotyczy policjantów, strażników więziennych, urzędników i większości zawodów. Bo trzeba być bardzo silną osobowością by nie uledz wpływowi zawodu, który się wykonuje się przez całe życie. A silne charaktery, w pełni panujące nad własnym zawodem i nieulegającym jego wpływom są co prawda możliwe, ale bardzo nieliczne. W jeszcze większym stopniu, niż wyżej wymienione profesje, na charakter i zachowanie wpływa zawód aktora. Jest on specyficznym zawodem, bo nie tylko polega na udawaniu innych, ale także na uzyskiwaniu z to udawanie, natychmiastowego aplauzu. I w tym tkwi jego niebezpieczny wpływ na osobowość. Bo jak udaje się innych przez całe życie, to wcześniej czy później, ten zawód zaczyna przekształcać się w charakter. I co więcej życie zaczyna się mylić się ze sceną. I stąd w życiu, a nie tylko na scenie, ci specjaliści od udawania innych zaczynają rościć sobie pretensje do roli autorytetów społecznych, mędrców czy nauczycieli narodu. Gdy brakuje sceny, to życie staje się sceną, a aktorzy, przenoszą teatr do rzeczywistości . A potrzeba oklasków i uznania skłaniają do odgrywania ról, które są odpowiedzią na potrzeby dysponentów pieniędzy, uznania i prestiżu. Pół biedy, jeżeli przenoszą nawyki komediowe w życie publiczne, bo wtedy stają się co najwyżej trywialni. Gorzej, jak chcą grać w życiu role dramatyczne, czy nawet tragiczne. Wtedy mamy do czynienia z groteską i to dość żałosną, ale już nie na scenie , a w życiu..
Otóż sztuka aktorska jest oczywiście sztuką. Ale wbrew dość szeroko rozpowszechnionemu przekonaniu, sztuka, sztuce nie jest równa. Już Arystoteles zauważył, że ważniejszą i bardziej cenioną jest sztuka architekta, niż sztuka murarza. I tak jest też ze sztuką sceniczną. Najważniejszą jest właśnie umiejętność pisania dramatów , a ich wykonanie jest sztuką podrzędną. Oczywiście w czasach kryzysu kultury i upadku sztuki, następuje odwrócenie pojęć i ról. Gdy w czasach rozkwitu cywilizacji bohaterami są wodzowie, królowie, wielcy filozofowie, to w czasach dekadencji, autorytetami stają się nie tylko aktorzy i aktorki, ale krawcy (projektanci mody), kucharze, fryzjerzy, gladiatorzy i tym podobne profesje. To oni dominują i kształtują tzw "kulturę ' człowieka masowego. To ich opinię zastępują refleksję filozofów i doświadczenie profesjonalistów z różnych dziedzin. Popularność zastępuje doświadczenie i wiedzę. To ich opinię, fobie i uprzedzenia, zaczynają być traktowane z namaszczeniem, dawniej właściwym, władcom czy filozofom. Starożytni aby przeciwdziałać temu negatywnemu wpływowi sztuki aktorskiej na osobowość, wprowadzili zwyczaj gry w maskach. Po prostu, po za sceną nie byli rozpoznawani i to chroniło ich przed pokusą przywłaszczania sobie sławy i autorytetu, który należy się twórcom dramatu . A fakt, że role kobiece były grane przez mężczyzn, chroniło, kobiety, z natury bardziej wrażliwe i bardziej ulegające wpływom, niż mężczyźni, przed destrukcyjnym wpływem tej profesji na ich osobowość. I nawet te środki zaradcze, których celem było utrzymanie właściwego charakteru i rangi poszczególnych zawodów w sztuce scenicznej nie uchroniło w czasach dekadencji kultury antycznej, przed swoistym społecznym "awansem" ówczesnego showbiznesu. Bo choć to degrengolada świata politycznego była motorem upadku ówczesnej cywilizacji, to właśnie środowisko sceniczne było najbardziej krzykliwe w jego upadku. Stąd negatywne opinie ówczesnych chrześcijańskich apologetów ostrzegających przed moralną i cywilizacyjną katastrofą
I dziś mamy powtórkę historii. "Kultura masowa", jeżeli można to zjawisko nazwać "kulturą' jest dziś zdominowana przez świat showbiznesu. Media masowo posługują się "autorytetami" sceniczynymi, czy celebrytami specjalizującymi się w potrzebach dekadenckiego społeczeństwa. mamy tu do czynienia z prostym mechanizmem psychologicznym przenoszenia autorytetu. W starożytności ren mechanizm powodował, że przynoszących dobre wiadomości nagradzano, a złe karano. czasami nawet śmiercią. I dziś jest podobnie z przenoszeniem autorytetu w mniej kulturowo wyrobionych środowiskach. Moda, wyuzdanie, prowokacje moralne, czy "artystyczne", epatowanie ekstrawagancjami, zastępują rzeczywiste dylematy moralne właściwe rzeczywistej sztuce. Sztuka przestała doskonalić świat i odpowiadać na wyzwania moralne i artystyczne współczesnego człowieka, a stała się dla pozbawionych smaku, wiedzy i hierarchii tego co ważne, swoistym rynsztokiem, zwanym uczenie antysztuką. Za sztukę zaczęto uznawać każdy coraz bardziej kretyński wygłup. Tylko dla ludzi pozbawionych smaku i wykorzenionych moralnie i kulturowo, ten kicz jest traktowany jak sztuka, . I każdy się boi powiedzieć, że cesarz jest po prostu nagi. To świat zachowań stadnych, małych zakompleksionych nieudaczników, kołtunów, niezdolnych do samodzielnego myślenia., których niepokój o własną samoocenę jest zagłuszony medialnym uznaniem tych, którzy reprezentują podobny poziom. I tego medialnego uznania łakną jak kania dżdżu dla uspokojenia swoich kompleksów i swojego ego. To jak słusznie zauważają filozofowie, nie jest sztuką a wyrazem degeneracji współczesnej cywilizacji. I to jest ten świat, który opisywał Ortega y Gasset jako świat człowieka masowego, charakterystycznego dla okresów cywilizacyjnego upadku.
Granie w antypolskich filmach, sceniczne prowokacje obrażające elementarne poczucie moralne i estetyczne, parweniuszowski wstyd własnego narodu, rechotanie z narodowych tragedii, czy najbardziej powszechne kreowanie się na autorytety z nadętą pewnością siebie potępiających przejawy polskiego patriotyzmu. To wszystko jest dość żenujące, by nie powiedzieć groteskowe. Jest bowiem przejawem głębokiego upadku, już nie tylko moralnego, czy patriotycznego, ale przede wszystkim estetycznego. To brak elementarnego poczucia wartości i po prostu brak przyzwoitości. To prostytuowanie własnego zawodu. Jest miarą utraty poczucia rzeczywistości i własnego w niej miejsca. Jest wyrazem moralnego i kulturowego wykorzenienia z własnej wspólnoty narodowej i europejskiej tradycji kulturowej. A współczesne mody, będące przejawem wykolejenia się kulturowego, są traktowane nie z krytycyzmem, czy nieufnością, ale z irracjonalna nabożnością, właściwą ludom kulturowo pierwotnym. To wszystko się dzieje pod hasłami obrony "europejskości". Ale co wspólnego z tradycją europejską ma wspólnego narodowa apostazja? To przecież postawa nie europejska, a parweniuszowska, która tylko wśród takich samych duchowych parweniuszy może znaleźć uznanie i poklask. Bo Europejczykiem można być będąc Niemcem, Hiszpanem Francuzem czy Polakiem, ale nie można być wypranym z narodowej formy i narodowych tradycji. To mentalność europejskich kelnerów, usłużnych w wypełnianiu zamówień zagranicznych i wewnętrznych apologetów pedagogiki wstydu, a nie współtwórców europejskiej kultury.
Moralne i kulturowe wykorzenienie, odcinanie się od własnej wspólnoty narodowej, pogarda dla tradycji, elementarny brak wiedzy, to mentalność typowa dla półinteligenta, który nie mając nic do powiedzenia, odczuwa nieprzepartą potrzebę aby zabierać publicznie głos. Medialna przestrzeń nowoczesności jest w coraz większym zakresie zawłaszczana przez tandetę, blichtr, bezsens. Jedynym lekarstwem na ten upadek publicznej przestrzeni jest powrót do sztuki, która z powagą , nawet jeżeli jest to sztuka komediowa, wypełnia swoje artystyczne powinności. Bo przywraca rzeczywistą hierarchię wartości, problemów egzystencjalnych, które kształtują nasze człowieczeństwo i pomaga przywrócić sens w rzeczywistości w której żyjemy. Sztuka aktorska jest częścią sztuki dramatycznej, która może i powinna dostarczać nieprzemijających wrażeń z oglądania sztuk, które podejmują zasadnicze dylematy ludzkiego życia. W tym sensie sztuka pomaga w katharsis naszego życiowego doświadczenia i w doskonaleniu naszego człowieczeństwa. Dlatego, to co robi, część środowiska aktorskiego, być może nieznaczna, ale za to bardzo krzykliwa , narzucająca ton całemu środowisku, jest tak bardzo szkodliwe i tak bardzo obniżające poziom współczesnej kultury. Bo sens sztuki aktorskiej będącej pośrednikiem pomiędzy widzem , a dylematami przedstawionymi przez dramaturgów, degraduje do pozycji groteski. I jest to groteska nie sceny ale zachowań. Bo na scenie występują aktorzy dramatyczni czy komediowi, a w życiu degradują się do roli aktorów groteskowych.
Marian Piłka
Historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej

Marian Piłka 

