Hipokryzja
"Ulica i zagranica", to podstawowy zarzut, jaki partia rządząca stawia opozycji używającej instytucji unijnych do forsowania swoich postulatów w polityce polskiej. I trudno odmówić obozowi rządzącemu racji. Używanie bowiem obcych sił do rozstrzygania sporów politycznych ma w Polsce długą i niechlubna tradycję. Jej symbolem jest konfederacja targowicka, która wezwała armie rosyjską do obalenia Konstytucji 3 Maja i w rezultacie doprowadziła do likwidacji I Rzeczpospolitej. We współczesnej Polsce zwyczaj odwoływania się do sił zewnętrznych jest pozostałością mentalności komunistycznej. Mentalności ukształtowanej w ramach państwa zależnego, w którym naczelną instancją decydującą o polskiej polityce, był Związek Sowiecki. To wówczas ukształtowana mentalność homo sovieticus traktowała odwoływanie się do zewnętrznych sił w kształtowaniu rzeczywistości polskiej, za przejaw akceptowalnej praktyki politycznej. Przezwyciężenie pozostałości postkomunistycznych, mentalna dekomunizacja, powinna objąć także tego typu praktykę polityczną.
Odwoływanie się do sił zewnętrznych w kształtowaniu wewnętrznej polityki jest w krajach Europy Zachodniej praktyką kompromitującą i wykluczającą z życia politycznego. Także w Polsce tego typu zachowania powinny eliminować polityków z życia politycznego. Niestety tak nie jest. Przykładem jest cały ciąg zachowań, jakie partie opozycyjne podejmują w ostatnich dwu latach, zarówno w instytucjach unijnych, jak też zagranicznych mediach. Tacy politycy powinni być eliminowani ż życia publicznego, bowiem swoimi działaniami nie tylko szkodzą państwu polskiemu, jego wizerunkowi, jak i pozycji. A przede wszystkim je uprzedmiotowią, czyniąc politykę polską przedmiotem gry sił zewnętrznych. To są zachowania niedopuszczalne i kompromitujące i powinny być publicznie piętnowane.
Dlatego z wielkim zdziwieniem należy przyjąć pomysł europarlamentarzystów PIS organizujących w Parlamencie Europejskim akcję wymierzona w hodowlę zwierząt futerkowych. Akcja "Make Fur History" formalnie jest wymierzona w branżę futerkową w całej Unii Europejskiej. Ale jej istota jest zupełnie inna. Otóż parlamentarzyści PIS, ze zdecydowanym poparciem Jarosława Kaczyńskiego przygotowali projekt ustawy o likwidacji tej branży w Polsce, pod hasłem "ochrony zwierząt'. Otóż to hasło jest przejawem hipokryzji, bo w przypadku likwidacji tej dziedziny gospodarki, produkcja została by przeniesiona do Rosji, Ukrainy, czy Chin, gdzie warunki hodowli zwierząt są znacznie gorsze. Po za tym projekt uderza w prężnie rozwijającą się branże, w 93% w posiadaniu rodzimych właścicieli, utrzymującej, razem z kooperantami do 50 tyś pracowników i liczącym się eksportem. Ten projekt to w pewnym sensie kontynuacja polityki z lat 90-tych, gdy likwidowano poszczególne branże ze względu na interesy zagranicznej konkurencji. Projekt spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem nie tylko właścicieli i pracowników ferm futrzarskich, ale także prawicowej opinii publicznej zaniepokojonej forsowaniem jednego z istotnych elementów lewicowej agendy politycznej jakim jest likwidacja ferm futrzarskich, przez partię uważającej się za partie prawicową. Bowiem "ochrona zwierząt' zmierza w kierunku zakwestionowania nadrzędnej pozycji człowieka w porządku bytowym, na rzecz "zrównania wszystkich istot żyjących" w ramach tego porządku, co miałoby kolosalne konsekwencje cywilizacyjne. Dlatego obok ideologii gender, animalizm, jest zasadniczym elementem lewicowej destrukcji cywilizacji europejskiej.
Ten bardzo wyraźny i głośny sprzeciw wobec tego lewicowego projektu, będącego także przejawem szaleństwa nie tylko ideologicznego, ale także gospodarczego, spowodował zmianę taktyki partii rządzącej. W obawie przed utratą, przynajmniej części własnego elektoratu, PIS postanowił walkę z futrzarską produkcją przenieść na poziom unijny. Jest to tym bardziej zaskakujące, że oznacza to zastosowanie metody politycznej, użycie instytucji zewnętrznych do kształtowania polityki polskiej, którą tak zdecydowanie zarzucał obecnej opozycji. Co prawda już w 2014 roku PIS stworzył precedens, wykorzystując parlament europejski, do kwestionowania wyborów samorządowych, ale wydawało się, że jest to "wypadek przy pracy', który więcej nie zostanie powtórzony. Tym bardziej, że to właśnie opozycja, w ostatnich dwu latach, z gorliwością neofity zaczęła wykorzystywać Unię Europejską do walki politycznej w Polsce. Przeniesienie na poziom unijny kwestii likwidacji branży futrzarskiej, jest spowodowane zasadniczym oporem wobec tego projektu w Polsce. Spór wobec tej kwestii mógłby być bardzo kosztowny politycznie dla PISu. Zaś przeniesienie na poziom unijny walki o likwidacje branży futrzarskiej mogłoby oszczędzić strat w elektoracie. Likwidacja tej dochodowej branży dokonana byłaby przy użyciu instytucji unijnych i tym samym rząd PISu wystąpiłby wobec polskiej opinii publicznej jedynie w roli wykonawcy standardów unijnych. Obowiązkiem polskiego rządu jest natomiast obrona polskiej gospodarki, a nie szukanie pretekstu, jak zlikwidować, bez strat elektoratu, prosperujący dział gospodarki, który jest konkurencyjny na międzynarodowych rynkach. Przeciwstawienie się tym zamysłom partii rządzącej, na forum unijnym, będzie jednym z testów na patriotyzm gospodarczy polityki premiera Morawieckiego. Ta decyzja PISu nie ma żadnego usprawiedliwienia. Odwołanie się do instytucji unijnych ujawnia skrywaną słabość partii rządzącej,. Bo choć dominuje w mediach, to boi się rzeczywistej debaty publicznej, odsłaniającej wszelkie uwarunkowania gospodarcze i ideologiczne tego projektu.
Żadne racje nie upoważniają do używania zewnętrznych sił do rozstrzygania wewnętrznych spraw. A tu mamy do czynienia z klasyczną próbą wykorzystania sił zewnętrznych do rozstrzygania polskich sporów. To zachowanie niedopuszczalne i kompromitujące. Próba rozstrzygnięcia sporu wokół samego istnienia branży futrzarskiej w Polsce poprzez zewnętrzne instytucje, pokazuje, że nadal żywa jest w dominujących partiach politycznych postkomunistyczna mentalność odwoływania się do zewnętrznych sił w sporach wewnętrznych. To nie tylko uprzedmiotowienie państwa polskiego na arenie międzynarodowe, to także praktyczne kwestionowanie jego suwerenności. Ideologia 'powstawaniu z kolan' staje się ofiarą, gdy chodzi o partyjny interes. To nie interes państwa, nie jego pozycja międzynarodowa, nie jego interes by zewnętrzne siły nie ingerowały w wewnętrzne sprawy Polski, ale ideologicznie motywowany egoizm partyjny uderzający w polską gospodarkę, okazuje się głównym motywem rządzącej partii. Ten przykład pokazuje skrywane podobieństwo nie tylko metody politycznej partii rządzącej i opozycji, ale i sposób patrzenia na suwerenność Polski i jej interesy,. Jest to sposób patrzenia, który jest pokrewny sposobowi myślenia i działania tych wszystkich, którzy dobro Polski podporządkowali egoizmowi partyjnemu, bez względu czy to byli targowiczanie, czy komuniści. Interes Polski wymaga, aby ten sposób myślenia i praktyki politycznej odesłać na śmietnik historii, a polityków, którzy są przywiązani do wykorzystywania instytucji zewnętrznych do kształtowania polityki polskiej, wyeliminować z polskiego życia politycznego.
Marian Piłka
Historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej

Marian Piłka 

